środa, 7 listopada 2012

'Nowe życie.'



Dzieciaki i cała reszta czytelników..


Wakacje w 2007 roku mijały tak samo szybko jak równie szybko się rozpoczęły. Kończyły się z wielką niewiadomą co przyniesie los od września, czyli nowej szkoły, nowych ludzi, po prostu nowego zycia oraz tym, że kończyliśmy je nie w siedmiu jak to zwykle bywało, a w szcześciu.

Wybaczcie mi, ale teraz troszkę przy nudzę. Pewnie wszyscy pamiętacie to jak pierwszy raz przekroczyliście próg szkoły jako oficjalni już jej uczniowie ii.. i kurwa nie wiedzieliście co dalej. No właśnie, pamiętam to jak dziś, gdy ustałem pod ścianą jak żyd na rozstrzelanie i czekałem.. chyba na jakieś objawienie się znajomych twarzy, z którymi ruszę na poszukiwania swojej nowej klasy. Na szczęście szybko znalazłem dwie znajome mordeczki z nowej klasy  (jeszcze z czasów gimnazjum, z którymi.. kompletnie nie trzymałem, ale.. zawsze musi być ten pierwszy raz - ten akurat nie był krwawy). Pamiętacie to uczucie? Każdy każdemu obcy, każdy dyskretnie lub mniej dyskretnie spoglądający na każdego. No i ten moment.. kiedy trzeba wstać jak na spotkaniu anonimowych ludzi z problemami użytkowymi i się przedstawić, o tak.. Pamiętam to dokładnie. Wielu młodych boryka się z tym problemem, że nie mogą lub po prostu nie chcą się jakoś za klimatyzować w nowych szkołach, poczuć ten zapach, ten klimat, zintegrować się i stać się jej częścią. Na szczęście ja od pierwszego dnia nie miałem z tym problemu, być może dlatego ją od razu pokochałem - i wcale nie żartuje! pokochałem tą szkołę!. Bardzo szybko zaprzyjaźniłem się z kilkoma ludźmi z klasy i klasy równoległej o tym samym, nudnym profilu. Czy wspominałem, że na początku technikum byłem dresem? i to w dodatku łysym? O tak, byłem dresem w luźnych bluzach z kapturem, bądź też w szerokich jeansowych spodniach z krokiem nie przy jajach, lecz przy samych kolanach, ale jak na przekór stereotypowi nie słuchałem rapu, ani 'muzyki' elektrycznej (czemu użyłem cudzysłów? Rozumiem, że o gustach się nie dyskutuje, ale jak można nazwać coś elektrycznego muzyką? Muzyka w definicji takiego człowieka jak ja to coś co jest napędzane siłą mięśni ludzkich rąk, jak gitara, bębny itp. Pierwszy gatunek muzyki to przecież muzyka klasyczna, gdzie grali prawdziwi ludzie, a nie program po wciśnięciu guzika, ale nie o tym mowa), tylko rock'a, w co nie każdy mi wierzył, nie wiem czemu. Być może wtedy były troszkę inne czasy, a na przełomie kilku lat dużo się zmieniło.

Chyba większość młodych posiadała jakieś ukryte talenty. Ja jeszcze wtedy swojego tego właściwego nie odryłem, ale wiedziałem, że mam zdolność do chwytania i rozumowania wszystkiego po trochu z każdej dziedziny: sport, nauka, było mi to obojętne. I tak też się to zaczęło.. Już po pierwszym miesiącu szkoły zostałem  wybrany na rezprezentanta klasy do zawodów międzyklasowych w biegu przełajowym na 1,5km. Pomyslałem sobie wtedy 'no ja pierdole, kurwa.. jak ja nie lubię biegać w ten sposób, wypada potrenować żeby się nie ośmieszyć!). I tak też słowo czynem się stało. Kilka dni przed zawodami, które miały się odbyć jakoś na początku października zacząłem po każdym treningu na siłowni biegać na stadionie. Siłownia! Właśnie.. Jakoś między lutym, a kwietniem 2007 roku ja w raz z kilkoma kolegami z Naszej paczki siedmiosobowej założyliśmy w mojej małej, ale jakże kurwa z zajebistym, murzyńskim klimatem getta (bez rasistowskich podtekstów) siłownie! Stała się ona dla każdego z Nas czymś więcej jak tylko siłownią. To było magiczne miejsce schadzek, imprez, zwierzania się. Ale co do specyficzności tego miejsca i tego co się w nim wydarząło myślę, że najbardziej odpowiednie będą inne historie w przyszłości. Także..i tak zaczynałem biegać! To miał być mój pierwszy dzień treningów i też nim był, ale stało się tego dnia coś.. coś takiego co bym nie przypuszczał. Poznałem wtedy Ją. Pewnie zastanawiacie się, czy to była Wasza matka, a moja Żona? Wszystko w swoim czasie. Było to dokładnie 4 października 2007 roku. Tą datę zapamiętałem nie tylko ze względu na Nią, lecz też na tą, że zakurwiałem jak głupi w okół stadnionu, a Jej.. Jej najwidocznie bardzo spodobał się mój męski pot (było go dużo, ale najlepsze jest to, że mój pot w ogóle nie śmierdzi!) i czerwony wyraz mordy napełniony krwią..ahh i te żyłki na skroniach. Tak też zaczęła się Nasza znajomość, która bardzo szybko przemieniła się w zauroczenie.. 10 dni później, 14 października w moim mieście odbywał się festyn z okazji wyboru jakiejś tam kobietki, która startowała do partii politycznej (nie będę mówić do jakiej partii by tu nie robić zbytecznej reklamy, bądź też antyreklamy). W każdym bądź razie.. czas tej imprezy, na której w ogóle nie byliśmy spędzałem z Nią. Ohh, nie powiedziałem jak miała na imię. Była to Marlena, lecz chciałbym tu troszkę nawiązać do Waszego Wuja Adriana - tak to jeden z tych moich najlepszych (w tamtym okresie) kolegów z dzieciństwa, z osiedla. Gdybyście zobaczyli w jakim stanie był wtedy Wasz Wuj.. Może nie będę opisywać całej tej historii, ale powiem Wam tyle, że gdy w końcu Wuj Adrian został przeze mnie doczołgany jakimś cudem do domu, przekonałem się wtedy, że nie tylko ja trzeźwieje w mig na głos swojej matki. Adrian leżał wtedy na schodzał na pierwszym piętrze swojej klatki schodowej (mieszkał na trzecim), gdy tu nagle rozchodzi się echo po całej klatce "Adriaaan, czy to Ty??". Haha, aż teraz raduje mi się twarz jak przypominam sobie reakcje Adriana i to jak w sekundę otrzeźwiał i wszedł do domu SAM, bez niczyjej pomocy i nie wiem jak on to zrobił.. Ale kurwa wytrzeźwiał. Pewnie przez tą adrenalinę. Wracając do Marleny. Tego dnia, a w zasadzie z godzinę przed tym jak zacząłem zaciągać przypadkowo spotkanego w stanie nieważkości umysłowej i fizycznej Wuja Adriana do domu, rozpoczął się mój związek.. Można by rzec, że mając wtedy 16 lat, ona 15, śmiało na dzień dzisiejszy stwierdzam, że była to moja taka pierwsza, prawdziwa dziewczyna. Ale co działo się dalej..? Można by zadać na Nasz temat aż tyle pytań, na które jeszcze niestety nie mogę udzielić odpowiedzi.

Życie sprawia przeróżne niespodzianki - ciągle to powtarzam.. Czasem nawet mówię, że życie to wredna dziwka, tylko taka inna dziwka, która Cię pierdoli i jeszcze powinna zapłacić, a ta Cie wyruchała i nie chce zapłacić! do tego zaraziła jakimś syfem.. Do czego zmierzam? Pisząc tego posta zastanawiałem się, czy poruszyć jedną historię (początku szkoły i Marleny), czy dwie.. no właśnie.. dlatego historię, która miała miejsce równocześnie z wyżej opisanym wydarzeniom opowiem już wkrótce.. CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz