wtorek, 6 listopada 2012

'Bywa.'


Dzieciaki i cała reszta czytelników..


Nie wiem jak większość ludzi, ale ja osobiście wierze w pewną teorię, która mówi, że najdrobniejszy szczegół, najmniejsza rzecz, najmniej wydająca się mieć jakiekolwiek znaczenie czynność ma jakiś wpływ na to co wydarzy się kiedyś w przyszłości. Być może zacząłem w to wierzyć od momentu kiedy jako młody nastolatek, który obejrzał film "Efekt motyla" i usłyszał w nim fragment teorii chaosu mówiący, że "motyl zaburzający powietrze dzisiaj w Pekinie może być przyczyną huraganu w następnym miesiącu w Nowym Jorku". A może po prostu życie sprawiło mi takie niespodzianki, że doszedłbym do tego samego wniosku bez wiedzy o jakimś motylku?

Przez większość życia kierowałem się pewnymi zasadami wbitymi sobie do głowy, które na szczęście nie bywały wbite tak mocno i uparcie bym nie mógł ich zmieniać na lepsze. Czy to był mój taki prywatny kodeks? Chyba tak, nawet ta nazwa spodobała mi się już dawno temu. Nie zamierzam zbytnio rozpisywać się na temat swoich życiowych zasad, teorii, czy innych rzeczy, bowiem o wszystkim dowiecie się podczas moich kolejnych historii. Zaczynając pisać tego bloga zacząłem się zastanawiać, od którego momentu powinienem zacząć spisywać swoje wspomnienia, przeżycia, a może powinienem zacząć tradycyjnie, czyli 'nazywam się, urodziłem, pochodzę itp itd'.. Nie. Myślę, że znam najbardziej odpowiedni punkt startowy mojej historii. Jedno jest pewne.. chwilę tą oficjalnie uważam za start w najbardziej znaczących decyzjach, momentach, przeżyciach komicznych jak i tych gorszych mojego życia do chwili ustania przed ołtarzem z moją największą życiową miłością.

A więc.. zaczynamy!

Cofnijmy się do roku 2007, gdzie byłem wtedy 15/16 letnim nastolatkiem, świeżo upieczonym absolwentem po gimnazjum. Jak to zawsze bywa po ukończeniu jednej szkoły przychodzi chwila, w której musimy podjąć zajebiście ważną decyzję i wybrać nową, następną szkołę. Tak też zrobiłem. Nie zastanawiałem się nawet długo. Wybrałem od razu, pewnym gestem Technikum Ekonomiczne. Pewnie sobie myślicie.. 'jejku, co to był za dzieciak żeby bez wahania wybierać tak nudny profil bez namowy rodziny'? Może i macie racje, bo zawsze (mało skromnie mówiąc) czułem się trochę inny od moich rówieśników. Nigdy nie szedłem tam gdzie większość, bo nie zawsze większość ma racje. Co ukrywa się w znaczeniu słowa 'inny'? Myślę, że po prostu byłem dojrzalszy, a w tym zasługę swoją odegrała sytuacja w domu. Rozumiecie -  ojciec, alkohol, kłótnie, rozwód, przeżycia. No, ale nie o tym mowa. Na osiedlu, w którym dorastałem mieszkałem i zadawałem w kółko z tymi samymi ludźmi. W zasadzie.. było Nas siedmioro. Jako młodzi śmieliśmy się, że jest Nas jak siedmiu samurajów, bądź też tych no.. siedmiu legendarnych super bohaterów Ameryki !  O tak, pamiętam to. Ale byliśmy tylko ludźmi, zadając się ze sobą od małego gnojka, piaskownicy, boiska asfaltowego, wojen na kasztany, kłótni, bójek, pierwszego wspólnego piwa, poznawaliśmy też swoje charaktery i nawet w takich mały grupkach mogą się tworzyć podgrupki, czyli, że ktoś z kimś trzyma bardziej niż inny z kimś innym (staram się pisać w miarę logicznie). Uwierzcie mi... że zadawałem sobie dobre 3 lata pytanie 'czemu tak się stało'? a po tym pytaniu zadawałem sobie następne 'ale czemu ja się tak tym kurwa przejmuję? czemu jestem taki przekurwawrażliwiony na znajomych, przyjaciół, na wspólne zadawanie się'? Nie potrafiłem być obojętny. Może za bardzo wtedy chciałem by wszystko się układało po mojej myśli? Wszystko jest możliwe. Ale pamiętam to jak tak jak wiele innych ważnych dat, a tą datę łatwo było zapamiętać, bo USA obchodzą w tym dniu swoje Święto Niepodległości, czyli 4 lipca. Co się wtedy wydarzyło? Po prostu.. Wyobraźcie sobie, że macie coś co bardzo lubicie, może jakąś zabawkę na baterie? (nie żebym porównywał ludzi do zabawek) I ta zabawka służy Wam tyle ile trzeba, lubicie ją, szanujecie aż tu nagle 4 lipca przestaje działać (spokojnie, nikt nie umarł). Tak samo stało się z moim jednym z najlepszych kolegów. Z dnia na dzień, tak jak 3-go lipca 2007 roku byliśmy jeszcze wszyscy razem na piwie, siedząc na ławce,  tak też 4-go lipca 2007 roku po raz pierwszy odmówił wyjścia z Nami.. po prostu wyjścia na dwór. Pomyślałem sobie wtedy 'spoko, pewnie ma męski okres lub w coś gra' (to dla tych, którzy nie wiedzą - terminologia 'męskiego okresu' może nie być wszystkim znana , tym bardziej, że wiele teorii , nazw i swoich powiedzonek wymyśliłem podczas swojego życia ja sam, a więc 'męski okres' - zachowanie mężczyzny podobne do zachowania kobiety w czasie okresu, nie wie czego chce, wszystko mu przeszkadza, zamyka się w domu i płacze bądź marszczy freda lub po prostu chuj go wie co robi, ale ma humor gorszy niż baba w ciąży), po czym,  gdy sytuacja powtórzyła się dokładnie przez 3 dni, a 7-go lipca jednemu z Nas w bardzo brzydki, chamski i prostacki sposób oznajmił, że postanowił przestać się z Nami zadawać.. mnie coś tknęło. Te wszystkie w/w pytania. Przeżywałem to jako jedyny. Jednym z nagorszych momentów w tym wszystkim było chyba niestety również jego odpowiedź na te wszystkie pytania, które ja i inni koledzy zadawaliśmy.. Brzmiała ona "bywa". Rozumiecie to? To tak jakbyście zadawali komuś pytania, ważne pytanie typu 'dlaczego coś tam, coś tam?', a ten ktoś odpowiada 'bywa'.. Uwierzcie mi, że od tamtej pory do teraz i prawdopodobnie już tak do końca mojego życia, gdy ktoś odpowiada mi 'bywa' nie posiadając przy tym żadnych innych argumentów aż pięść zaciska mi się w dłoni  i mam ochotę pięknym zamahem pierdolnąć tego kogoś prosto w nos. Ale to tylko takie moje fantazje. Wydaję się jakbym był zdecydowanie najsłabszy emocjonalnie, a może jak kobieta. He.. Nie, nie było tak. Dosyć szybko się z tym pogodziłem, bo górę wzięły te negatywne, a raczej agresywne emocje typu 'a niech spierdala skoro znamy się 11 lat, a on nagle rezygnuje z kolegowania się' i zacząłem żyć dalej. Lecz tak jak wspomniałem wcześniej.. przez 3 lata zadawałem sobie pytanie czemu tak się właściwie stało. I wiecie co? Po 3 latach ją otrzymałem, ale to już inna historia, całkiem radosna. A opowiem ją.. Jak dojdziemy do 2010 roku.

Kończąc pomalutku moją pierwszą krótką historię.. dosyć streszczoną historię,  kończymy również okres tamtejszych wakacji z roku 2007. A jak wszystkim wiadomo, po wakacjach zawsze zaczyna się szkoła. I tak też zaczęła się moja nowa szkoła, nowe miejsce, nowi ludzi, nowe życie i nowe historie. CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz